Z ograniczonym finansowaniem, osłabiona po letnim okienku, ale z nowym trenerem Marsylia zajmuje drugie miejsce w tabeli. Ma za sobą cztery zwycięstwa z rzędu. Andre Villas-Boas z niepewnego na wstępie wyboru stał się szkoleniowcem, który zaskarbił sobie u fanów szacunek, jakiego jego poprzednik Rudi Garcia nigdy nie doczekał.
Ponad dwuipółletni okres urzędowania Garcii w Marsylii, choć z kilkoma wzlotami (finał Ligi Europy) dość spektakularnie gruchnął o ziemię w zeszłym sezonie. Brak awansu do europejskich pucharów i katastrofalna dyspozycja w tychże rozgrywkach tylko pogorszyły nadszarpnięte relacje z zarządem i piłkarzami. Zapowiadany „Champions Project” zakończył się fiaskiem, a odbudowę kibicowskiego giganta powierzono Andre Villasowi-Boasowi, który wrócił na ławkę trenerską po półtorarocznej przerwie.
Zderzenie z rzeczywistością
Nieobecność Olympique’u Marsylia w rozgrywkach europejskich wymusiła na działaczach ograniczenie funduszy na letnie wzmocnienia. Dodatkowo ze Stade Velodrome pożegnali tak istotni zawodnicy jak: Luiz Gustavo, Lucas Ocampos, czy szalony, ale skuteczny Mario Balotelli. Kadrę również mocno uszczuplono, pozbywając się piłkarzy o wysokich apanażach i niewielkim wpływie na wyniki drużyny (N’Jie, Rami, Rolando, Abdennour). Przez długi czas wydawało się, że jednym istotnym uzupełnieniem będą sprowadzony za 14 milionów euro z Boca Juniors Dario Benedetto i wypożyczony z Villarreal Alvaro Gonzalez, ale po burzliwych negocjacjach, rzutem na taśmę, udało się zakontraktować kapitana Nantes Valentina Rongiera za 13 milionów euro i tym samym znacząco wzmocnić środkową formację.
Wraz z ogłoszeniem nowego trenera podkreślano, że w klubie liczą na skuteczną pracę Villasa-Boasa z marsylską młodzieżą i systematyczne włączanie zawodników ze szkółki do pierwszej drużyny. Choć francuskie kluby co raz wypuszczają w świat niezwykle utalentowane owoce swojego szkolenia, Marsylia od lat wyłamuje się z trendu – jest uznawana za jedną z najgorszych pod tym względem ekip w kraju. Do czasu przyjścia Portugalczyka tylko Boubacar Kamara i Maxime Lopez byli znaczącymi postaciami w drużynie wychowanymi w szkółce OM. Ostatecznie to braki kadrowe, nie jasny plan wdrażania młodzieży, wymusiły zmianę. Nieliczne, ale zauważalne występy Floriana Chabrolle’a, Marleya Ake, Isaaca Lihadjia czy Lucasa Perrina w pierwszej części sezonu pokazują, że mimo krótkiego okresu panowania nowego szkoleniowca, klub zaliczył pod tym względem znaczący progres w porównaniu do poprzednich lat.
Akceptacja środowiska
Po okresie ciągłych napięć między Rudim Garcią a dyrektorem sportowym Andonim Zubizarretą i środowiskiem kibicowskim niechętnym szkoleniowcowi wyczekiwano rozluźnienia atmosfery. I choć w pierwszych tygodniach sympatycy OM wytykali Boasowi pochodzenie z majętnej rodziny, które nie pasuje do marsylskiego etosu, z biegiem czasu nawet ci najbardziej zagorzali kibice z grupy Vieille Garde przekonali się do trenera. – Mamy wrażenie, że sposób komunikacji świadczy o jego pracowitości, szczerości i uczciwości. Niektórzy wyciągają mu dobitną porażkę w derbach Francji z PSG (4:0), ale z drugiej strony chęć podjęcia walki i próba zdominowania Paryżan poprzez ofensywne nastawienie drużyny pokazały, że w przeciwieństwie do poprzednika posiada plan i wizję funkcjonowania zespołu.
Początki, prócz widowiskowego comebacku w meczu z AS Monaco (4:3), były jednak niemrawe. Drużyna pozbawiona z powodu kontuzji Floriana Thauvina, najlepszego zawodnika dwóch ostatnich sezonów, nie miała atutów w ataku. Musiała liczyć na pojedyncze indywidualne zrywy, niemające wiele wspólnego z wyćwiczonymi schematami. Skuteczny z początku Dario Benedetto z czasem przestał zbierać sztychy, a Marsylia punkty. Kulminacją niepowodzeń była wyżej wymieniona porażka ligowa z Paris Saint-Germain, a zaledwie po trzech dniach odpadnięcie z Monaco w Coupe de la Ligue. Walka o wicemistrzostwo jest oczywiście priorytetem, jednak OM nie zdobyło żadnego trofeum od 2012 roku i sukces w krajowych pucharach z pewnością byłby osłodą dla wiecznie nienasyconych i wymagających kibiców ze Stade Velodrome.
Mimo kiepskiego początku piłkarze wypowiadali się o nowym szkoleniowcu w samych superlatywach:
– Jest blisko graczy. Jest młody, nigdy nie waha się przed kamerą, ale kiedy musi podnieść głos, robi to. Jeśli coś mu się nie podoba podczas treningu, nie obawia się przerwać sesji, aby nas pouczyć. Ważna jest również jego zdolność do wzięcia odpowiedzialności po klęsce, aby nas chronić. Szatnia to docenia – mówił Valere Germain dla Le Parisien
Odrodzenie Payeta
Najważniejszym, jak na razie, dokonaniem trenera było odbudowanie niedawnego lidera, którego zwyżka formy ma silną korelację ze zwycięską serią Olympique’u Marsylia.
Dimitri Payet wrócił. Po bardzo przeciętnym minionym sezonie, bez gier w kadrze narodowej od października 2018 roku, wydawało się, że 32-letni pomocnik wszystko, co najlepsze ma już za sobą. Frustracja zawodnika była widoczna choćby we wrześniowym spotkaniu z Montpellier, gdy w 90. minucie po czerwonej kartce dla Boubacara Kamary Payet nie wytrzymał i zwyzywał arbitra, za co został zawieszony na cztery spotkania.
W trakcie wymuszonego odpoczynku Dimitriego we Francji zapanowała konsternacja. Następcą skompromitowanego w Lyonie Sylvinho stał się skompromitowany w Marsylii Rudi Garcia. Od dawna było wiadomo, że relacje Payeta z Garcią były napięte, ale o skali konfliktu nie wiedział nikt. Niecały miesiąc po objęciu sterów przez Garcię doszło do pojedynku OM vs OL, a tuż przed spotkaniem oliwy do ognia dolał zawodnik Marsylii:
– Dzisiaj mamy trenera, który mówi sercem, przedstawia rzeczy takimi, jakie są. Włada francuskim i nie stara się lekceważyć trudnych tematów. To duża różnica w stosunku do poprzednika.
Po takich deklaracjach było pewne, że Dimitri Payet podejdzie do meczu zmotywowany. Rozegrał doskonałe spotkanie i poprowadził Marsylię do pierwszego zwycięstwa w olimpijskich derbach od 2014 roku.
Jak się później okazało, nie był to wyjątek wynikający z niechęci do byłego szkoleniowca, a wystrzał formy, którego OM potrzebowała. Pewne zwycięstwo z Toulouse okraszone asystą i popis ofensywy Marsylii w ostatnim spotkaniu z Brestem (34 uderzenia na bramkę) pokazują, że mimo początkowych trudności Andre Villas-Boas znalazł formułę na skuteczną grę swoich podopiecznych.
Zachwyty spływające w stronę Portugalczyka wydają się nieco na wyrost, ale po toksycznym okresie pod rządami Garcii panujący teraz spokój wydaje się zbawienny dla drużyny i całej społeczności skupionej wokół Olympique’u Marsylia. Droit au but.