Le Ballon Mag
  • Ligue 1
  • Les Bleus
  • Poza Granicami
  • Niższe Ligi
  • Retro
  • Youtube
  • Magazyn
CZYTAJ MAGAZYN
Le Ballon 6
Social Media
Twitter 2K Obserwujących
Twitter
Moje Tweet'y
Le Ballon Mag
Le Ballon Mag
  • Ligue 1
  • Les Bleus
  • Poza Granicami
  • Niższe Ligi
  • Retro
  • Youtube
  • Magazyn
  • Ligue 1
  • Magazyn

La ultima ciao

  • 21 stycznia 2020
  • Błażej Jachimski

Wiele lat ciężkiej pracy popłaciło. Emiliano Sala miał zagrać w Premier League. Cardiff City FC to może nie jest piłkarska Mekka, jednak sam udział w rozgrywkach tak prestiżowych to coś, co udaje się jedynie niewielkiej liczbie profesjonalnych piłkarzy. Przed otwarciem nowego rozdziału Argentyńczyk chciał pożegnać się z kolegami, trenerem i pracownikami Nantes, które dało mu tak wiele. Potem miał ruszyć na pierwszy oficjalny trening w walijskiej drużynie. Nigdy nie udało mu się dotrzeć…

„Cześć, jak się macie? Ja jestem zmęczony. Byłem tutaj, w Nantes, załatwiałem sprawy, sprawy, mnóstwo spraw, bez końca. W każdym razie jestem właśnie w samolocie, który wygląda, jakby miał się zaraz rozpaść na kawałeczki, i lecę do Cardiff. To kompletne szaleństwo. Po południu mam pierwszy trening. Zobaczymy, jak pójdzie. A co u was, wszystko dobrze? Jeżeli za półtorej godziny nie dostaniecie ode mnie wiadomości, to nie wiem, chyba będą musieli wysłać kogoś na poszukiwania. Tato… Boję się”.

To ostatnie zachowane nagranie sprzed wypadku. Piper PA-46 Malibu, którym Emiliano przyleciał do Nantes, od początku nie wydawał mu się najbezpieczniejszą maszyną. Dwa dni po zdarzeniu zostało wszczęte śledztwo, prowadzone przez Air Accidents Investigation Branch – brytyjski odpowiednik Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Według raportu wydanego 25 lutego 2019 David Ibbotson, pilot, nie posiadał upoważnienia do obsługi lotów komercyjnych, co oznacza, że nie mógł pobierać opłat od pasażerów. Mógł jednak przewozić ich prywatnie lub na zasadzie podziału kosztów, z czego często korzystał. Sam Ibbotson przyznawał, że maszyna sprawia mu trochę problemów. Na Facebooku opublikował post, w którym pisał, że jest „trochę zardzewiały, jeśli chodzi o ILS” (Instrument Landing System to radiowy system nawigacyjny, który wspomaga lądowanie samolotu w trudnych warunkach). 30 marca na stronie BBC opublikowano kolejną informację – pilot cierpiał na ślepotę barw, przez co nie posiadał kwalifikacji do obsługi nocnych lotów.

SALA PORODOWA

Emiliano Sala urodził się 31 października 1990 roku w Cululú, w prowincji Santa Fe w Argentynie. Ze skromnej pensji ojca, który zarabiał na życie jako kierowca ciężarówki, jego mama zawsze potrafiła wygospodarować kwotę potrzebną do opłacenia piłkarskich marzeń syna. To ona nauczyła go wytrwałości. Jako piętnastolatek dołączył do Club Proyecto Crecer – filii Bordeaux, która ma przygotowywać piłkarzy na wyjazd do Europy. Podczas jednego z meczów, który Sala rozgrywał w rodzinnych stronach, klub wypatrzył go i złożył ofertę. Mama Emiliano miała wiele wątpliwości co do wyjazdu pierwszego dziecka do internatu. Niepokój podzielali mieszkańcy wioski, którzy nie rozumieli, dlaczego matka godzi się na tak wczesną wyprowadzkę syna. W końcu jednak pozytywna decyzja zapadła i Sala mógł ruszyć w świat wielkiej piłki.

Mając niecałe 19 lat, trafił na wypożyczenie do portugalskiego FC Crato. Tak opisała tę krótką przygodę Paula Trapola, ówczesna menedżerka klubu:

„Przepracował z nami okres przedsezonowy, pokazując przy tym oznaki, że może być z niego świetny napastnik. Zagrał u nas tylko jeden oficjalny mecz, w którym zresztą zdobył dwie bramki, po czym znikąd oświadczył nam, że musi szybko wrócić do Argentyny ze względu na swoją dziewczynę”.

Dziwne zajście nie wpłynęło na jego piłkarską karierę w Europie, bo już rok później trafił do celu – wyjechał zgłębiać tajniki futbolu w Bordeaux.

SALA LEKCYJNA

Sala nie mówił po francusku, nikogo tam nie znał, czuł się obco. Postanowiono więc, że na początku zamieszka u trenera drużyny do lat 16, Marcelo Vady. Miejsce to nie było przypadkowe, ponieważ synem szkoleniowca jest Valentin, kolega Emiliano, również absolwent Proyecto Crecer. Chłopcy mocno się ze sobą zżyli, nazywali się wręcz „braćmi”. Bliska znajomość z synem członka sztabu szkoleniowego nie ułatwiła jednak Emiemu przebicia się do pierwszej drużyny.

Na początku Sala grał jedynie w rezerwach Żyrondystów. W sezonie 2011/12 zaliczył premierowy występ w pierwszej drużynie – dostał szansę w przegranym 1:3 meczu 1/8 finału Pucharu Francji z Olympique’iem Lyon, w drugiej połowie dogrywki. To jedyna szansa, jaką dostał w tamtym sezonie, dlatego podjęto decyzję, że korzystniejsze będzie wypożyczenie. Trafił do US Orléans, występującego w Championnat National (trzeci poziom rozgrywkowy). Olivier Frapolli, ówczesny trener trzecioligowca, zakładał, że szanse na sprowadzenie Argentyńczyka są nikłe, mówiło się bowiem o zainteresowaniu klubu z drugiej ligi hiszpańskiej. Szczęśliwie dla Orléans, agent zawodnika chciał, żeby ten pozostał we Francji, dzięki czemu Frapolli mógł cieszyć się z nowego nabytku.

„Widziałem, że to zawodnik z wielkimi pokładami energii, który bardzo szybko odnajdzie się w National. W tej lidze trzeba wykazywać ducha walki, a on zdecydowanie go miał. Wiedziałem, że jeśli go zwerbujemy, zrobi dla nas wiele dobrego”.

Trener miał rację. Sala zdobył 19 bramek w 37 meczach i wydatnie przyczynił się do zajęcia przyzwoitej, ósmej pozycji w lidze. Szkoleniowiec nie miał żadnych wątpliwości, że Argentyńczyk był najlepszym zawodnikiem w drużynie.

Udany epizod w National nie zrobił wielkiego wrażenia w Bordeaux. Uznano, że Sala nadal nie jest gotowy do roli w pierwszym zespole. Zdecydowano się więc na sprawdzenie go na kolejnym wypożyczeniu, w wyższej lidze. Ekipa Chamois Niortais FC występowała wówczas w drugiej klasie rozgrywkowej. Pascal Gastien, ówczesny trener, również nie szczędził pochwał walecznemu snajperowi. Podkreślał jego zaangażowanie w grę zespołu:

„Ludzie związani z klubem radzili mu, żeby mniej biegał – dzięki temu strzelałby więcej bramek. To jednak nie było w jego stylu. On wolał ciągle naciskać na rywali”.

Sala dawał drużynie wiele, jednak nie znajdowało to odzwierciedlenia w liczbach. Sześć bramek w 25 meczach nie rzuciło na kolana. Końcówka sezonu była jednak popisem: w ostatnich 12 spotkaniach osiągnął średnią równo jednego gola na mecz. Etap ten Emiliano mógł więc zaliczyć do udanych, ponieważ w 37 spotkaniach do siatki rywala trafił 18 razy, zajmując czwarte miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców.

SALA TRENINGOWA

W kolejnym sezonie otrzymał wreszcie długo wyczekiwaną szansę w pierwszej drużynie Bordeaux. Niestety, jedna bramka w 11 spotkaniach to o wiele za mało, więc Sala musiał kolejny raz pogodzić się z wypożyczeniem. Tym razem jednak Argentyńczyk pozostał w Ligue 1 – dokończył sezon w SM Caen, gdzie strzelił pięć bramek i przekonał do siebie klub. Nie było to jednak Bordeaux, ale Nantes, które zdecydowało się wykupić go za milion euro.

Nie żałował ani piłkarz, ani nowy zespół. W Bretanii Sala pokazał, na co go stać. I to pomimo tego, że klub wcale nie był całkowicie do niego przekonany – rosły napastnik był w drużynie ponad trzy lata, jednak cały czas można było odnieść wrażenie, że drużyna poszukuje napastnika o nieco innym profilu. Kolbeinn Sigþórsson, Prejuce Nakoulma, Yacine Bammou czy nawet Mariusz Stępiński – wszyscy ci zawodnicy byli próbowani na pozycji numer „9”. Za każdym razem okazywało się jednak, że najwłaściwszym rozwiązaniem jest postawienie na Argentyńczyka. W 133 oficjalnych spotkaniach strzelił 48 goli, jednak cezurą było ostatnie półrocze – runda jesienna sezonu 2018/19. Początek nie był wprawdzie udany, ponieważ Miguel Cardoso, ówczesny trener, osiągał wyniki na tyle słabe, że Kanarki w tabeli patrzyły z góry jedynie na dramatycznie słabe Guingamp. Portugalczyk, jak wielu poprzedników, nie do końca ufał snajperowi i jego pierwszym wyborem był Kalifa Coulibaly, sprowadzony z ligi belgijskiej za prawie pięć milionów euro. Emiliano udowodnił jednak, że jest niezbędny w wyjściowym składzie. Po ośmiu kolejkach szkoleniowiec pożegnał się ze stanowiskiem, zwalniając miejsce trenerowi, który od początku nie miał wątpliwości, na kim trzeba oprzeć ofensywę Nantes.

Vahid Halilhodžić sprawił, że Sala uwierzył w siebie, dzięki czemu obok siły i waleczności można było w końcu wymienić przy jego nazwisku kolejną ważną dla snajpera cechę – skuteczność. Rozgrywki 2018/19 były wyjątkowe, bo po 19 meczach Argentyńczyk miał na koncie aż 12 trafień – tyle samo, co na finiszu dwóch poprzednich sezonów. W momencie transferu do Cardiff tylko dwóch ligowych strzelców mogło pochwalić się lepszym wynikiem: Kylian Mbappé i Nicolas Pépé, czyli zawodnicy mistrza i wicemistrza kraju. Nantes w tamtym momencie sezonu zajmowało dwunastą lokatę, Sala zaś miał bezpośredni udział przy ponad połowie bramek ekipy. Emiliano bez wątpienia był jednym z najlepszych piłkarzy Kanarków w ostatnich latach, co odzwierciedlała kwota 15 milionów funtów, którą zdecydowali się wyłożyć decydenci Cardiff. Suma z gatunku „nie do odrzucenia” dla francuskiego średniaka.

Nie przekonamy się, jak Sala odnalazłby się w realiach angielskiego futbolu. Wydawał się wręcz skrojony pod te rozgrywki. Świat stracił zaś wspaniałego człowieka, który miał swoje ideały i zawsze się ich trzymał. Dwa lata wcześniej dostał ofertę z Wolverhampton Wanderers, wówczas jeszcze z Championship. Odrzucił. Tłumaczył: „Chcę zostawić po sobie ślad w Nantes. Dopiero gdy to osiągnę, będę mógł odejść. Chcę, by wszyscy w zespole mieli po mnie dobre wspomnienia”.

Udało mu się. Sala ciężko pracował i zawsze dawał z siebie wszystko, a do tego dokładał ważne gole. Taka postawa zagwarantowała mu szacunek kibiców. W pierwszym meczu po tragedii, z AS Saint-Étienne, zawodnicy Nantes wyszli w koszulkach z nazwiskiem „Sala”, a sędzia Frank Schneider przerwał mecz w dziewiątej minucie, aby można było gremialnie uhonorować pamięć zmarłego napastnika. Śpiewający stadion, oklaski piłkarzy i szczerze płaczący trener Kanarków, Vahid Halilhodžić, który przez kilka miesięcy wspólnej bardzo zżył się z Emim… Obrazek, który chwyta za serce.

To właśnie dla tych ludzi Emiliano po raz ostatni chciał wrócić do Francji. To nie było zagranie pod publiczkę. Nie, on taki nie był. Halilhodžić powtarzał, że w dzisiejszym futbolu wielu jest graczy samolubnych, myślących tylko o sobie. Sala był zupełnym przeciwieństwem. Podpis zdjęcia z drużyną Nantes sprzed tragedii jest niesamowicie wymowny – „La ultima ciao”. „Ostatnie pożegnanie”. Te pozornie niewinne słowa w jednej chwili stały się tak brutalnie dosłowne.

Emiliano, nie tak powinien zakończyć się Twój lot.

Błażej Jachimski
(@BlazejJachimski)

Tekst pierwotnie ukazał się w 6. numerze magazynu Le Ballon.

Podobne Wpisy

Poprzedni Artykuł
  • Ligue 1

W otchłani przeciętności. Trudne czasy Lyonu

  • 19 stycznia 2020
  • Błażej Jachimski
Czytaj
Następny Artykuł
  • Ligue 1

Radosław Majecki w Monaco! Czy Polak podbije księstwo?

  • 27 stycznia 2020
  • Michał Bojanowski
Czytaj
Kontynuując przeglądanie strony wyrażasz zgodę na używanie plików cookies. Poprzez zmianę ustawień w przeglądarce możesz wyrazić zgodę na ich zapisywanie lub je zablokować. By dowiedzieć się więcej zapoznaj się z Polityką plików cookies. Polityką plików cookies
Le Ballon Mag
  • Magazyn
  • Youtube
  • Redakcja
  • Współpraca
© 2016-2017 Le Ballon Mag. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wpisz frazę w wyszukiwarce i wciśnij "Enter"