Arsenal wraca do frankofilskich tradycji. Rok temu do północnego Londynu trafił najlepszy obok Neymara i Mbappé piłkarz Ligue 1, Nicolas Pépé. Teraz w jego ślady idzie duet czołowych środkowych obrońców ligi – William Saliba i Gabriel Magalhães. Czy odmienią obronę Kanonierów?
Williama Salibę bardziej zaangażowani fani Arsenalu zdążyli już poznać – podpisał kontrakt przed rokiem, więc w sezonie 19/20 Saint-Etienne zyskało kilku tymczasowych kibiców, z ciekawością i wytęsknieniem obserwujących kupionego za aż 30 milionów funtów nastolatka. Wysoka cena, renoma wielkiego talentu i równoległe serie wpadek przyszłych kolegów Saliby ze środka obrony wywindowały oczekiwania.
Nastoletni dorosły
19-latek zapracował na miano jednego z najzdolniejszych młodych obrońców w Europie. Kiedy tylko grał, był jednym z niewielu mocnych punktów niedomagającej drużyny Sainté. Chociaż wśród partnerów miał graczy o ogromnym doświadczeniu – Loica Perrina i Mathieu Debuchy’ego – to na nim Zieloni mogli polegać częściej, niż na weteranach. Zazwyczaj to młodzieniec naprawiał błędy mentorów. Wypadał też lepiej niż starszy o rok Wesley Fofana, który w porównaniu do Williama grał bardziej adekwatnie do wieku – nieco mniej konsekwentnie, czasem nerwowo i zbyt agresywnie.
Salibę wyróżnia opanowanie i znakomite rozeznanie w boiskowej przestrzeni. Umie świetnie przewidzieć rozwój akcji i rzadko musi się uciekać do desperackich pościgów czy fauli – w 11 ligowych meczach minionego sezonu faulował tylko dwa razy. Na tle kolegów, nie tylko tych z obrony, wrażenie robi też jego panowanie nad piłką. Potrafi pchnąć grę do przodu celnym, nieoczywistym podaniem, jak i wejść w drugą linię dryblingiem. Nie raz i nie dwa jego spokojne, mądre zagrania wyciągały Zielonych spod pressingu w sytuacjach, które wyglądały już na przegrane.
Najwięcej do poprawy Saliba ma w grze głową. Można odnieść wrażenie, że jak na zawodnika tego wzrostu nie wygrywa powietrznych pojedynków wystarczająco często. Znacznie lepiej czuje się w walce na parterze – choć otwartym pytaniem pozostaje, czy w Premier League będzie w stanie polegać na siłowej przewadze tak samo, jak we Francji. Poza tym martwić mogą problemy zdrowotne – z powodu dwóch różnych urazów (kontuzji uda oraz pęknięcia śródstopia) opuścił w zeszłym sezonie aż 16 meczów L1. Kiedy jednak na początku roku dopisało mu zdrowie, odegrał kluczową rolę w drodze ASSE do pierwszego od dekad finału Pucharu Francji. Nie wyglądało wówczas na to, by długie przerwy w grze mu poważnie zaszkodziły.
Gwiazda z odzysku
Saliba przykuwał uwagę od pierwszego kopnięcia piłki na seniorskim boisku – 19 meczów dzieliło zawodowy debiut i rekordowy transfer. Droga Gabriela Magalhãesa do Arsenalu (oraz XI sezonu Le Ballon) nie była tak prosta. Do Lille trafił jako jeden z pierwszych nabytków nowego dyrektora, Luisa Camposa, ale bardzo długo wydawało się, że zasili listę wpadek duetu Campos-Bielsa, która w obu okienkach w 2017 roku rozrosła się do sporych rozmiarów. Między styczniem 2017 a lutym 2019 uzbierał trzy ligowe występy: po jednym w Lille, Troyes i Dinamie Zagrzeb.
Sezon 2017/18 kończył jako spadkowicz z Ligue 1 z dziewiętnastym Troyes, a przed nim roztaczała się wizja powrotu do szesnastego Lille, które zdawało się już na niego nie liczyć. Rok później był już podstawowym stoperem wicemistrza Francji.
Christophe Galtier dał Gabrielowi szansę w lutym 2019 – i ani przez moment nie musiał tego żałować. Odkąd Brazylijczyk wszedł do jedenastki, opuścił tylko 6 z 40 meczów, a Lille żadnym z tych sześciu nie zachowało czystego konta. Rozgościł się w drużynie na tyle, że wypchnął z Pierre-Mauroy dotychczasowego kapitana, Adamę Soumaoro.
Dał się w tym czasie poznać jako szybki, agresywny obrońca, świetnie pasujący do szybko i intensywnie grającej ekipy Dogów. Jako energiczny, reaktywny typ stopera okazał się znakomitym uzupełnieniem doświadczonego, grającego ostrożniej Jose Fonte. 22-latek jest także przydatny w ofensywie. Może się pochwalić dobrą wizją i precyzyjnymi długimi podaniami – sprawnie rozrzuca grę na skrzydła, a nawet zagrywa piłki za linię obrony rywala.
Premier League to jednak nawet dla najlepszego stopera Ligue 1 wymagająca próba. Tempo i fizyczne wymagania angielskiej piłki mogą, przynajmniej początkowo, zneutralizować zalety obrońcy, który grę opiera na szybkości, sile oraz zdecydowanych, odważnych interwencjach – to, co we Francji stanowiło jego przewagę, na Wyspach nie zrobi na nikim wrażenia. Z drugiej strony, jeśli dostosuje się do trudniejszych warunków i zdoła przenieść swoje zalety na nowy grunt, powinien się odnaleźć jak ryba w wodzie.
Cierpliwość popłaci
Na pierwszy rzut oka widać, że Arsenal dokonał nieprzypadkowych ruchów – Saliba i Gabriel nie tylko zdają się pasować do intensywnego, opartego na płynnym wyprowadzeniu piłki od tyłu stylu, ale (przynajmniej na papierze) nieźle się uzupełniają.
Łączą ich tylko warunki fizyczne i sprawność w operowaniu piłką. Różnią się we wszystkim innym. Jeden – przewidujący, elegancki, preferujący grę po ziemi. Drugi – reagujący na zagrożenie, agresywny, słynący głównie z górnych podań. Zapobiegający i gaszący pożary. Silny w parterze i dominujący w powietrzu. Prawo- i lewonożny. Jak dwa starannie dopasowane puzzle.
Szkopuł w tym, że obaj grali do tej pory obok znacznie bardziej doświadczonych partnerów. Ani Loic Perrin, ani Jose Fonte nie byli bezbłędni, ale mimo wszystko ściągali na siebie flesze i dawali mentorskie wsparcie. W Arsenalu ani Saliba, ani Gabriel nie będą już mieli komfortu gry w roli drugoplanowców, którzy wbrew oczekiwaniom wyszli przed szereg. Teraz trafią na cenzurowane jako wart 60 milionów euro zastrzyk jakości w stale krytykowanej linii obrony.
Trzeba jednak pamiętać, że choć z Francji do Anglii piłkarze trafiają hurtem, niewielu odnajduje się w realiach Premier League z dnia na dzień. Nawet najbardziej trafione importy z Ligue 1 potrzebowały na Wyspach długiego okresu rozruchowego. Mimo że Arsenal wybrał tak dobrze, jak tylko mógł, istnieje ryzyko, że oczekiwania przerosną i przytłoczą nowych, młodych Kanonierów. 19- i 22-latek mający za sobą łącznie tylko 68 meczów w silnej europejskiej lidze nie mają obowiązku zbawienia formacji, która konsekwentnie zawodzi od czasów, kiedy obaj nie grali jeszcze w zawodowym futbolu.
Eryk Delinger
(@E_Delinger)