Po pełnych rozczarowań sezonach, Monaco marzy o powrocie do ligowej czołówki. Choć do celu brakuje jeszcze wiele, klub pod wodzą Niko Kovaca prezentuje się coraz lepiej i spogląda w przyszłość z większym optymizmem.
18 lipca tego roku. Do inauguracji sezonu pozostało kilka tygodni. AS Monaco spokojnie przygotowuje się do tego, co czeka ich w najbliższych miesiącach. Nagle dziennik „L’Equipe” donosi o nagłym zakończeniu współpracy z Robertem Moreno, który prowadził monakijczyków od 1 stycznia. Wkrótce informację tę potwierdza sam klub, podając za powód tej decyzji niespełnianie oczekiwań władz, a także brak przesłanek, aby hiszpański szkoleniowiec potrafił wznieść zespół na wyżyny możliwości.
Czas działa na korzyść Kovaca
Dziennikarzom bardzo szybko udało się ustalić, kto zastąpi byłego selekcjonera reprezentacji Hiszpanii. Klub z Księstwa zdecydował się na Niko Kovaca, zdobywcę mistrzostwa Niemiec i tamtejszego pucharu z poprzedniego sezonu. Wówczas przekonywano, że zatrudnienie Chorwata całkowicie pokrywa się z wizją Paula Mitchella, nowego dyrektora sportowego monakijczyków, który w nowej ekipie szybko zaprowadził swoje rządy. Była to czwarta zmiana na stanowisku trenera Monaco w ciągu dwóch ostatnich lat, a ze stryczka zdołali urwać się Leonardo Jardim, Thierry Henry oraz były asystent Luisa Enrique.
Robert Moreno nadal ma urazę do swoich byłych pracodawców za brak wsparcia i szansy przepracowania pełnego okresu przygotowawczego. Trzeba jednak przyznać, że liczby nie broniły Hiszpana. Co prawda zespół nie był w tak tragicznej sytuacji jak podczas ostatniego pobytu w klubie Leonardo Jardima, ale bilans meczów (pięć zwycięstw, trzy remisy i pięć porażek) i brak awansu do europejskich pucharów nie rzucały na kolana. Władzom Monaco nie przekonywała również teza, że gdyby nie przedwczesne zakończenie rozgrywek, dzisiaj oglądalibyśmy zespół walczącego w Lidze Europy.
Przybycie Niko Kovaca nad Lazurowe Wybrzeże postawiło wiele pytań w kontekście tego, co prezentować będzie Monaco w przyszłym sezonie. Przede wszystkim – czy w ciągu zaledwie kilku tygodni będzie w stanie poznać zespół i ułożyć go na swoją modłę. Czy nie powtórzy się scenariusz z początku poprzedniego sezonu, gdy wspomniany już Jardim po swoim zwolnieniu narzekał, że gotową kadrę miał do dyspozycji dopiero po kilku pierwszych meczach?
Czas niewątpliwie zagrał na korzyść byłego szkoleniowca Bayernu i Eintrachtu Frankfurt. Początek był nierówny: remis z Reims, minimalne zwycięstwa z Metz i Nantes, wyrwana wygrana ze Strasbourgiem, ale także porażki z Rennes i Brestem oraz pogrom w Lyonie. Monaco tymi występami ugruntowało sobie miejsce w środku stawki, co nie jest szczytem marzeń, ale i nie stawiało Kovaca w złej sytuacji. Tym bardziej, że w ostatnich tygodniach jego zespół zaprezentował kawał futbolu, wysoko pokonując u siebie Bordeaux i zaliczając prestiżowe zwycięstwo w derbach z Niceą.
To właśnie na te dwa spotkania szkoleniowiec zdecydował się nieco pozmieniać taktykę. Przestał trzymać się sztywnego 4-3-3 i zdecydował się na ustawienie 4-4-2, w trakcie spotkania zmieniające się w 4-2-3-1. Tym sposobem drużyna jest bardziej zwarta, środek pola mocniejszy, a to sprawia, że obrona również jest mniej narażona na ataki przeciwnika. To okazało się kluczem i fani drużyny mają nadzieję, że tak pozostanie również w piątkowym meczu z Paris Saint-Germain.
Dyrygent Ben Yedder
W czasach, gdy Monaco walczyło o najwyższe cele, z zespołem najbardziej utożsamiany był Radamel Falcao. Kapitan z krwi i kości, piłkarz, który całkowicie poświęcał się zespołowi i bez którego trudno byłoby sobie wyobrazić ofensywę. Kilka lat później podobnie jest z Wissamem Ben Yedderem – Francuzem pozyskanym półtora roku temu z Sevilli za 40 milionów euro. Kwota być może wygórowana za 29-letniego wówczas snajpera, ale w pełni odzwierciedlająca obecne znaczenie reprezentanta kraju w Monaco. Szkoda, że zabraknie go w piątkowym meczu z PSG – minione zgrupowanie reprezentacji zakończył przedwcześnie z powodu pozytywnego wyniku testu na koronawirusa.
W poprzednim sezonie były piłkarz Tuluzy stworzył doskonały duet z Islamem Slimanim. Teraz wszyscy w Księstwie mają nadzieję, że napastnik równie dobrze dogadywać się będzie z Kevinem Vollandem. Niemiec w debiutanckich występach miał problemy ze znalezieniem wspólnego języka z kolegami, ale z każdym tygodniem wygląda coraz lepiej. Podobnie, jeśli mówimy o zawodnikach ściągniętych jeszcze przed Jardima, do których lepiej dotrzeć umie nowy szkoleniowiec. Gil Dias, Aurelien Tchouameni czy Youssouf Fofana stanowią o sile drugiej linii drużyny, która przez dłuższy czas musi radzić sobie bez kontuzjowanego Aleksandra Gołowina.
W poprzednich sezonach obiektem żartów i drwin często była obrona Monaco. Defensywa już nie jest dowodzona przez Kamila Glika – w jego miejsce przyszedł Axel Disasi, który stał się lepszą wersją polskiego obrońcy. Były piłkarz Reims w krótkim czasie zyskał sympatię kibiców, bo oprócz zagwarantowania spokoju i pewności siebie w tyłach, pokazuje też wysoką skuteczność pod bramką przeciwnika. Monaco nie jest naturalnie nieomylne w defensywie i nadal zdarzają im się błędy, ale nie drużyna wystrzega się tragicznych pomyłek, z jakich słynęła w ostatnich sezonach.
Trzeba też wspomnieć o Radosławie Majeckim. 21-latek sprowadzony z Legii Warszawa za siedem milionów euro miał być numerem dwa w hierarchii bramkarskiej, lecz przegrał rywalizację z doświadczonym Vito Mannone. Niko Kovac powtarza jednak, że w kadrze ma trzech świetnych golkiperów, więc należy liczyć, że w końcu Polak otrzyma kolejne szanse.
Zespołowi Nico Kovaca daleko do maszyny Leonardo Jardima sprzed czterech sezonów. Wreszcie w Księstwie widać jednak podstawy do tego, by Monaco udało się w końcu powrócić do ligowej czołówki.
Paweł Łopienski
(@pawell147)