Dmitrij Rybołowlew nie jest kolejnym miliarderem, którego kapryśną zachcianką był zakup klubu piłkarskiego. Jego biografia przepełniona jest zarówno imponującymi wzlotami, jak i dramatycznymi upadkami. Zanim trafił do księstwa, spędził w więzieniu 11 miesięcy pod zarzutem zlecenia morderstwa, po czym omal nie spowodował katastrofy ekologicznej. Niepowodzenia nie stanęły mu jednak na drodze. W wieku 44 lat został milionerem, a trafne inwestycje pozwoliły mu na budowę kolosalnego imperium.
Dmitrij urodził się 22 listopada 1966 roku w rosyjskim Permie, gdzie dorastał w robotniczym sąsiedztwie. Pierwsze przeciwności losu napotkał już w dzieciństwie, kiedy to borykał się z poważnymi problemami z sercem. Mimo jasnych zaleceń lekarza kontynuował grę w hokeja, choć na pierwszym miejscu zawsze stawiał edukację. Rybołowlew kształcił się na lokalnym uniwersytecie medycznym, gdzie uczyli jego rodzice. Tam też poznał niejaką Elenę Chuprakovą, swoją przyszłą żonę i bohaterkę sagi pod tytułem „rozwód tysiąclecia”. Wykładowcy wspominają go jako spokojnego i inteligentnego ucznia. Studia ukończył z wyróżnieniem, co w dłuższej perspektywie umożliwiło mu założenie własnego biznesu już w 1990 roku.
Ambicje Dmitrija sięgały jednak głębiej. Szybko porzucił terapię magnetyczną i skupił się na kolejnej firmie, choć na drodze do sukcesu kluczowe okazały się inwestycje w Uralkali – rosyjskim potentacie w dziedzinie nawozów potasowych. Cierpliwość i konsekwencja jego działań sprawiły, że z czasem stał się prezesem firmy z 66% udziałów.
Świat biznesu bywa jednak niebezpieczny. Dmitrij otrzymywał coraz więcej gróźb i w obawie o swoją rodzinę przeniósł się do Szwajcarii. Uralkali wymagała jednak stałego dopieszczania, toteż Rosjanin regularnie gościł w rodzimych okolicach. Jedna z takich podróżny zakończyła się w sposób mocno nieoczekiwany. Rybołowlew został aresztowany i oskarżony o morderstwo Evgeny’ego Panteleymonova. Jak się później okazało, w więzieniu spędził aż 11 miesięcy. Żył w ciągłym strachu, katastrofalnych warunkach i niemal co noc był świadkiem brutalnych pobić przez znużonych funkcjonariuszy. Zanim jednak opuścił celę ze względu na brak wystarczających dowodów, wielokrotnie oferowano mu wolność w zamian za sprzedaż udziałów w rosnącej w siłę firmie Uralkali. Dodatkowo po raz kolejny dały o sobie znać problemy ze zdrowiem.
– Do dziś okres ten pozostaje najgorszym w moim życiu. Nigdy nie myślałem, że wyląduję w więzieniu. Tego nie było w planach syna dwóch lekarzy, urodzonego w intelektualnym kręgu. Z każdego niepowodzenia staram się jednak coś wyciągnąć. Dotyczy to również tamtego okresu, choć wolałbym nie spędzić całego lata w piekielnie gorącej celi, otoczony przez skazańców – wspomina Rybołowlew w rozmowie z Arnaudem Ramsay’em.*
Dmitry nie uległ narastającej presji i nie zgodził się porzucić swoich planów, nawet kosztem wolności. Jego charakter i wytrwałość trafnie opisał szwajcarski dziennik „Le Temps”: „Jest niezwykle sprytną osobistością, która wspaniale operuje w nieprzyjaznym środowisku, z wielkim talentem do silnych relacji. Za wszystkim, co robi, stoją ukryte motywy”.
Kolejnym, istotnym wydarzeniem w życiu Rybołowlewa była katastrofa w jednej z kopalni Uralkali. Została ona niemal w całości zalana i choć obyło się bez ofiar, to przepadło aż 50 milionów ton potasu, co na dłuższą metę mogło doprowadzić do katastrofy. Dogłębne śledztwo wykazało, że całej sytuacji można było uniknąć, wobec czego rosyjski biznesmen miał zapłacić, bagatela, miliard dolarów kary za szkody. Ostatecznie zgodził się uiścić jedynie część tej kwoty, po raz kolejny nie ustępując po presją. W 2010 roku Dmitrij zdecydował się sprzedać 53,2% udziałów, na czym zarobił ponad 6 miliardów dolarów. Choć decyzja ta z pewnością była przemyślana, to zdaniem Pierre’a Lorraina, francuskiego dziennikarza, Rybołowlew nie miał wówczas większego wyboru.
Sprzedaż owocu swojej pracy pozostawiła w nim pewną pustkę. Nie potrafił usiedzieć w miejscu i rozkoszować się życiem miliardera. Dmitrij potrzebował zajęcia, a AS Monaco zbawcy i natychmiastowym zmian. Po 11. kolejkach Ligue 2 w sezonie 2011/12 klub z księstwa plasował się na ostatnim miejscu w tabeli ze skromnym dorobkiem 9 punktów. Wizja degradacji do Championnat National coraz głębiej zaglądała im w oczy.
Wróćmy na chwilę do Rybołowlewa. Rosjanin nie pokochał piłki nożnej od razu. W dzieciństwie, jak już wspominaliśmy, grał w hokeja, a kiedy dorobił się fortuny, jego świta doradzała mu zakup Dynama Mińsk. W stolicy Białorusi mógłby bowiem rozwijać kilka sekcji klubowych, wszystko wedle jego upodobania. Wypad na Stamford Bridge kilka lat wcześniej całkowicie zmienił jednak jego sposób spoglądania na futbol.
– Kiedy Roman Abramowicz wykupił Chelsea, wybrałem się na Stamford Bridge. Nie byłem gościem trybuny prezydenckiej, chciałem doświadczyć meczu pośród kibiców. Emocje, które odczułem tamtego dnia, były ogromne. Zrozumiałem wówczas, że pewnego dnia będę prezesem klubu piłkarskiego.
Potencjalny związek Rybołowlewa z Monaco mógł zatem wydawać się sensowny. Klub wymagający finansowego wsparcia przejęty przez miliardera z Rosji. Jean-Marc Goiran, bliski znajomy księcia Alberta, jasno twierdził, że „klub potrzebował Mesjasza, który by go ożywił. Konieczna była zmiana systemu„.
Choć pierwsza oferta kupna miała zostać przez księstwo odrzucona, bowiem jego przedstawiciele woleli zachować klub pod własną kontrolą, to 23 grudnia 2011 roku (w momencie, którym po 18. kolejkach zespół miał na swoim koncie jedno zwycięstwo) Dmitrij oficjalnie przejął 66% udziałów ASM za symboliczne jeden Euro. Po raz pierwszy w historii Monaco ktoś spoza świty księstwa otrzymał taką swobodę w zarządzaniu drużyną.
ASM, nawet z finansowym wsparciem Rybołowlewa, nie było skazane na sukces. Dmitrij Chechkin, jeden z biznesowych partnerów rosyjskiego miliardera, który przez krótki okres pełnił funkcję wiceprezesa, wspomina, w jak złym stanie znajdował się wówczas klub.
– Pod względem finansowym i organizacyjnym sytuacja Monaco była katastrofalna. Klub nie był dobrze zarządzany. Dmitrij Rybołowlew podjął ryzyko. Na początku w jego świcie nikt tak naprawdę nie rozumiał piłki nożnej. On jednak zadawał wiele pytań i nie przestawał, dopóki czegoś nie zrozumiał.
Choć Rybołowlew zasłynął jako zimna istota o lodowej twarzy, której nie da się rozszyfrować, miał też tę cieplejszą stronę, którą odkrywał jedynie przed zaufanymi ludźmi. Filips Dhondt, jeden z członków zarządu, który od początku przygody w księstwie był przy Dmitrim, wspomina pierwszy mecz AS Monaco pod batutą Rosjanina. Podopieczni Marco Simone pokonali wówczas FC Istres 1:0.
– Przed meczem dołączyłem do niego w loży. Było bardzo zimno. W środku rozmowy [Dmitrij] zaproponował „Filips, napijmy się wódki”. Odmówiłem, bo nigdy wcześniej nie piłem wódki, ale ten podał mi kieliszek, mówiąc „nasdrovia”. To był prawdziwy Rybołowlew – spokojny i uśmiechnięty.
Najtrudniejsze zadanie wciąż było jednak przed nimi. Choć Monaco powróciło na odpowiednie tory i w pewnym momencie tamtego sezonu zaliczyło nawet serię dziesięciu spotkań bez porażki, to dla Rybołowlewa prawdziwym wyzwaniem była budowa zespołu, który za rok powalczy na arenie europejskiej. Klub ściągnął co prawda kilku solidnych graczy w osobach m.in. Lucasa Ocamposa czy Delvina N’Dingi, ale do zrealizowania ambitnych planów potrzebowali monstrualnej rewolucji kadrowej. Rosjanin miał już na oku dwie gwiazdy. Pierwszą był David Beckham, wówczas zawodnik LA Galaxy. Dmitry miał nadzieję, że Anglik da się namówić na wyzwanie w nowym kraju. Negocjacje ostatecznie spaliły na panewce, a po kilku miesiącach popularny „Becks” trafił do Paris Saint-Germain.
Na celowniku Rosjanina znalazł się również Cristiano Ronaldo. Portugalczyk należy do grona ulubionych zawodników Rybołowlewa. Chciał on wykorzystać rzekomy konflikt Ronaldo z włodarzami Realu Madryt. Mimo że, podobnie jak w przypadku Beckhama, do transferu nie doszło, to kontakty zawarte przy próbie pozyskania CR7 znacząco ułatwiły negocjacje przy transakcjach Radamela Falcao, Joao Moutinho, Jamesa Rodrigueza, Ricardo Carvalho, Fabinho za łączną sumę około 130 milionów €.
Projekt ASM kusił, bowiem w księstwie zawodnicy spoza Francji nie musieli martwić się o podatek od zarobku. LFP chciało jednak zniwelować przewagę Monaco na tym polu. W marcu 2013 roku podjęto decyzję, że wszystkie kluby występujące w profesjonalnych ligach będą musiały podlegać identycznym zasadom finansowym. Tym samym klub Rybolovleva miał przenieść swoją siedzibę na teren Francji albo, jak zaproponował prezes federacji, Noël Le Graët, zapłacić 200 milionów € w ratach rozłożonych na pięć bądź sześć lat. Dmitrij po raz kolejny pokazał, że wie jak działa świat biznesu, i że czasem trzeba postawić na swoim. Spotkanie z zarządcą FFF zakończył po zaledwie kilkunastu minutach. Nie da się ukryć, że nie był zadowolony żadną z możliwości. W 2014 roku jednak doszło do porozumienia i w ostateczności biznesmen zapłacił „jedynie” 50 milionów €, a klub mógł kontynuować obfitą politykę transferową.
Reszta tej historii to już część modernistycznej epoki futbolu. Punktem kulminacyjnym „nowego” Monaco było mistrzostwo Francji i półfinał Ligi Mistrzów w 2017 roku. Champions League stanowi dla Rybołowlewa cel główny i jak sam przyznaje, ostatnie lata pokazały, że mogą osiągnąć ten cel z inteligentnym projektem i racjonalnym budżetem. I choć od tamtego momentu klub z księstwa boryka się z problemami natury czysto sportowej, wartych setki milionów talentów pokroju Kyliana Mbappé, Anthony’ego Martiala czy Thomasa Lemara na próżno szukać, a sam oligarcha w ostatnich latach zamieszany był w mnogą liczbę afer, to sam w sobie projekt ASM może imponować. Należy jednak podkreślić, że misja Rybołowlew wciąż nie jest zakończona.
Krzysztof Dziadek
* wszystkie cytaty pochodzą z książki „Dmitry Rybolovlev: The Man Behind Monaco’s Football Renaissance”